— To dziwi panią i rzecz istotnie zdaje się dziwna. Tak jest, mamy folwark, którego płody są pomocą znaczną dla zakładu, a który uprawiają obłąkani.
Na znak dany przez doktora, furta się otworzyła. Z pięćdziesięciu mężczyzn, ubranych w jednakową odzież szarego koloru, przechadzało się, rozmawiało, albo siedziało w zamyśleniu, grzejąc się na słońcu. Były między nimi twarze, na których tylko wprawne oko dostrzegłoby pewne oznaki pomięszania. Obaczywszy doktora, wielka ich liczba cisnęła się koło niego, podając mu ręce z wyrazem zaufania i wdzięczności; on nawzajem powitał ich uprzejmie i po przyjacielsku. Niektórzy z nieszczęśliwych, zbyt oddaleni od doktora, aby go uścisnąć za rękę, zbliżyli się z niejaką obawą do gości dla powitania się z nimi.
— — Dzień dobry, przyjaciele moi, — mówił do nich Germain, podając im rękę z największą dobrocią.
— Proszę pana, — rzekła pani George pocichu do doktora, — czy to są warjaci?
— Tak jest, i z małym wyjątkiem najniebezpieczniejsi z całego zakładu.
Doktór wskazał człowieka silnej budowy ciała, czterdziestoletniego, mającego długie włosy, czoło szerokie, cerę żółtą, twarz myślącą. Zbliżył się on poważnie do doktora i rzekł mu z wyszukaną grzecznością, chociaż widoczne było, iż zadaje sobie gwałt, aby nie wybuchnąć gniewem.
— Panie doktorze, zdaje mi się, że raz przecie winna przyjść na mnie kolej bawić i wodzić ślepego; ośmielę się zrobić panu uwagę, iż popełniają największą niesprawiedliwość, pozbawiając go rozmowy ze mną i każąc mu słuchać bezsensownych bredni głupca, zupełnie obcego wszelkim pojęciom naukowym, gdy ja tymczasem wytłumaczyłbym mu układ świata i bieg ciał niebieskich...
— Nie myśl pani, — odezwał się doktór pocichu do pani George, — że mówi on bez sensu; często z niepojętą bystrością rozwiązuje najtrudniejsze zagadnienia geo-
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/666
Ta strona została skorygowana.