przerażone na widok Bakałarza, bo on to był. Nie będąc obłąkanym, udawał warjata i niemowę. Zamordował Puhaczkę nie w paroksyźmie szaleństwa, ale w napadzie gorączkowej wściekłości.
Po uwięzieniu w szynkowni na Połach Elizejskich, gdy ochłonął z chwilowego szału, przyszedł do siebie w jednej z cel więzienia Comciergerie.
Spodziewał się zatem pozostać na zawsze w Bicetre, jako warjat i niemowa. Tak jest, na zawsze, gdyż takie było wtedy jego życzenie, bo w samotnym lochu u Czerwonego Janka, gdy zostawał sam na sam ze wspomnieniami o swoich zbrodniach, zgryzoty sumienia ogarniały jego żelazną duszę.
Tak więc człowiek ten, w sile wieku, atletycznej budowy, człowiek, co bez wątpienia miał być jeszcze długie lata, zdrowy na umyśle, miał spędzić wszystkie dni swoje wśród obłąkanych, w zupełnej ciemnocie, inaczej, gdyby go odkryto, poszedłby na rusztowanie za nowe zbrodnie, albo zostałby skazany na wieczne więzienie wśród zbrodniarzy, którymi się tem więcej brzydził, im więcej żałował swych występków.
— O Boże, matko, — szepnął Germain matce — jakże ten ślepy zdaje się pogrążony w rozpaczy!
— Prawda, moje dziecię, — odpowie pani George — mimowolnie serce mi się ściska, widok ten boli mnie!
Ledwie pani George to wyrzekła, gdy Bakałarz zadrżał; twarz jego, pokrajana od szwów, zbladła, pod bliznami; podniósł żywo głowę i tak nagle odwrócił się w stronę, gdzie stała pani George, że ta krzyknęła ze strachu. Bakałarz poznał: był to głos żony, a ze słów jej domyślił się, że mówi z synem.
— Przyjacielu, — rzekł doktór do Bakałarza — jak się masz?
Bakałarz milczał.
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/668
Ta strona została skorygowana.