Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/669

Ta strona została skorygowana.

— Czy nie słyszysz? — rzekł znowu doktór, uderzając go zlekka po ramieniu.
Bakałarz nie odpowiedział; spuścił głowę, po chwili z jego oczu ociemniałych spadła łza.
— Płacze, — rzekł doktór.
— Ach, jakiż to biedny człowiek!! — zawołał Germain rozrzewniony.
Bakałarz zadrżał; znowu słyszał głos syna, słyszał, że syn lituje się nad nim.
— Co cię tak zasmuca? — zapytał go znowu doktór.
Bakałarz nic nie odpowiadając, zakrywał ciągle twarz.
— Niczego się od niego nie dowiemy, — rzekł doktór.
— Pozwól pan, pocieszę go, — odezwał się uczony warjat. A biorąc za ramię obłąkanego młodzieńca, który bełkocąc klęczał przed Bakałarzem.
— Pójdź precz, ty, nudziarzu!
Doktór, spostrzegając przykre wrażenie, jakie ta scena sprawiła na pani George, — rzekł do niej:
— Zaraz będziemy u Morela i, jeżeli nadzieja moja ziści się, radość napełni duszę, na widok poczciwego człowieka przywróconego godnej żonie i godnej córce.
Doktór odszedł przewodnicząc innym.
Bakałarz, został sam z uczonym warjatem, który zaczął mu tłumaczyć bardzo wymownie bieg ciał niebieskich.
Ale Bakałarz go nie słuchał. Z głęboką rozpaczą myślał o tem, że nigdy nie usłyszy głosu żony, głosu syna. Nie mogąc wątpić o słusznem obrzydzeniu, jakie czuli dla niego, o nieszczęściu, wstydzie, strachu, w jakie pogrążyłoby ich wyjawianie jego nazwiska, wołałby raczej zostać skazanym na śmierć, niż przyznać się do nich. Jedna tylko, ostatnia zostawała mu pociecha, że choć na chwilę wzbudził jakąkolwiek litość w sercu syna. I mimowoli przypomniał sobie słowa, które mu powiedział Rudolf przed wymierzeniem strasznej kary: Zbrodniarzu, nadużyłeś swej siły, ja zniszczę twoją siłę. Dziś serce masz zamknięte dla skruchy, kiedyś będziesz płakał nad swemi ofiarami.