Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/67

Ta strona została skorygowana.

I, zamknął oczy. Wkrótce głośne chrapania Bakałarza i Puhaczki tak go zwiodły, że myślał, iż śpią istotnie i otworzył oczy. Bakałarz z Puhaczką mimo chrapania mieli oczy otwarte i rozmawiali znakami za pomocą palców. Nagle symboliczna ta rozmowa ustała. Bandyta dostrzegł, że Rudolf nie śpi i, śmiejąc się, zawołał:
— Aha! kochanku!... próbowałeś nas? — To nie powinno dziwić ciebie, co śpisz z otwartemu oczami.
Fiakr zatrzymał się na placu Św. Magdaleny. Deszcz ustał, ale czarne chmury tak okryły niebo, że było prawie ciemno.
— Chciałbym przekonać się, — rzekł Bakałarz, — czy wszystko prawda, coś nam mówił o tym domu...
— Toby obudziło podejrzenie. Przecież dopiero czwarta godzina.
Puhaczka dumnie podniosła głowę.
— Mam jedno oko, — rzekła, — ale dobre. Za pół godziny wrócę i zobaczysz, jak gracko się uwinę.
— Zaraz, zaraz, wprzód wejdziemy pod Zakrwawione Serce... Jeżeli tam zastaniemy Kulasa, weźmiesz go i postawisz na czatach przed domem.
— Masz rację... Kulas przebiegły, jak lis, choć jeszcze nie ma dziesięciu lat.
— Co to za miejsce, Zakrwawione Serce? Także szczególny znak, — rzekł Rudolf.
— Powiedz to szynkarzowi Nazywaj go jak chcesz: Piotr, Tomasz, Krzysztof, Barnaba, na każde się odezwie. Lecz otóż jesteśmy...
— Ja tu żadnego domu nie widzę.
— Nie zobaczysz, jeżeli będziesz szukał wokoło.
— A gdzież mam szukać?
— Pod nogami.
— Gdzie?
— Ot tu... Czy widzisz dach?