Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/675

Ta strona została skorygowana.

— Lepiejby było, żebyś pozwoliła jej pomówić z księdzem — rzekł żołnierz.
— Śmiało córko moja! pokażemy, że kobiety mają więcej odwagi, niż mężczyźni.
— Major Leblond był najwaleczniejszym oficerem 3 pułku strzelców. Widziałem jak, przy szturmie Saragossy, śmiertelnie raniony wyzionął ducha. Przed skonaniem, przeżegnał się.
Tykwa wlepiła wzrok w ogorzałą twarz weterana; głęboka blizna przecinała mu lewą szczękę i ginęła mu pod białym wąsem. Proste jego wyrazy sprawiły głębokie wrażenie na córce wdowy.
— Czemu nie słuchałam słów księdza? — krzyknęła.
— Znów to samo? — zawołała wdowa ze wzgardą.
W tej chwili zaskrzypiał ciężki rygiel i drzwi się otwarły.
— Już! — wrzasnęła Tykwa — i konwulsyjnie zerwała się z miejsca — o Boże! zmienili godzinę! oszukali nas!
— Tem lepiej, — rzekła wdowa ponuro.
— Pani, — rzekł wchodząc urzędnik więzienny — przyszedł syn pani, czy chcesz się z nim widzieć?
— Wpuść go pan, — odparła wdowa.
Marcjal wszedł.
Weteran został w izbie; przez ostrożność nie zamknięto drzwi, przez które widać było chodzących po korytarzu żołnierzy, i siedzącego na ławce stróża więziennego.
Marcjal był również blady jak matka. Na licu jego malował się strach, rozpacz, ledwie stał na nogach. Przyszedł, bo matka posłała po niego, bo uważał za rzecz konieczną wypełnić ostatni rozkaz matki.
Wdowa rzuciła na niego przenikliwe spojrzenie i rzekła:
— Widzisz, co zamierzają zrobić z twoją matką i z twoją siostrą?