Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/678

Ta strona została skorygowana.

na nogach dozwalały jej stawiać małe kroki. Kat chciał ją podtrzymać, lecz wdowa rzekła nakazującym głosem:
— Nie dotykj mnie... mam dobre nogi, dobre oko... pod gilotyną przekonasz się, że mam i dobry głos.
Słońce jasne przygrzewało, dzień był wiosenny, pogodny, cudny... Wsadzono wdowę z córką do zamkniętego fiakra. Woźnica spał; kat go zbudził.
— Przepraszam, — rzekł woźnica; — skleiły mi się oczy; całą noc woziłem maski.
— Jedź... do rogatki św. Jakóba.
— Czy tam?... jak się to dziwnie plecie! tamtych wiozłem na bal, tych na rusztowanie!
Powóz ruszył, otoczony oddziałem żandarmów.