Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/684

Ta strona została skorygowana.

Nagle tumult powiększył się jeszcze o dwa nowe wypadki.
Wóz, w którym siedziała wdowa z córką, otoczony oddziałem jazdy, ukazał się zdala na rogu bulwaru; cała masa ludu rzuciła się w tę stronę, wydając dziki okrzyk ukontentowania. W tejże chwili, z przeciwnej strony, nadjechał kurjer, śpieszący do rogatki Charenton. Miał liberję galową, na guzikach herb księstwa Gerolstein, na ramieniu zawiązaną krepę, znak żałoby, z powodu śmierci Sary.
Kurjer wstrzymał konia, i zaczął jechać stępa, ale im dalej, tem trudniej mu było torować sobie drogę; po chwili nie mógł już ani cofnąć się, ani posunąć się dalej, zewsząd otaczał go tłum.
— Rozporzemy ci brzuch, jeśli piśniesz, przeklęty służalcze! — zawołał Szkielet i uchwycił konia za cugle.
Kurjer, mężczyzna silny i śmiały, rzekł do Szkieleta, zamierzając się biczem:
— Jeśli nie puścisz konia, chlasnę cię. Pojazd pana mego jedzie z tyłu za mną, już słyszę trzask biczów, puszczaj.
— Twego pana? — powtórzył Szkielet. — A mnie co do tego, że on twój pan! Zabiję go, jeśli mi się spodoba.
Kulas podsunął się do kurjera, uchwycił go za nogę i z całej siły uwiesił się na niej. Kurjer zachwiał się na siodle i trzonkiem od bicza mocno uderzył Kulasa po ciemieniu.
Natychmiast wściekła tłuszcza rzuciła się ma kurjera. Zrzucany z konia, powalony ma ziemię, wśród złorzeczeń zapamiętałych i krzyków, byłby może poszarpany na sztuki, gdyby przybycie Rudolfa nie nadało innego kierunku zwierzęcej zajadłości rozhukanego motłochu.
Rudolf w żałobie podobnie jak i Marja, trzymał w dłoniach rękę córki i napawał się jej widokiem. Cudne lico Marji, z pod czarnego krepowego kapelusza, zdawało się jeszcze bielsze i świeższe.