Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/696

Ta strona została skorygowana.

Potem, chcąc zapewne zmienić przedmiot rozmowy, który ją nieco mieszał, rzekła:
— Jak zadziwiający jest talent Liszta, nieprawdaż? Nie potrafię wytłumaczyć tego co czułam, kiedy Liszt odgrywał tę smutną melodję.
— Dzięki Bogu, że wy kuzynko nie możecie dobrać żadnych słów do tak smutnej muzyki.
Powiedzenie moje było może nieostrożnem, ona nie chciała odpowiedzieć, może też nie słyszała go, dość, że nagle wskazała na swego ojca.
— Patrz, kuzynie, na mego ojca, jak piękny! Z jaką czułością wszyscy mu towarzyszą wzrokiem. Zdaje mi się, iż więcej go nawet kochają, niżeli poważają.
— Ach, zawołałem, nie w samym tylko pałacu kochają go. Jeżeli błogosławieństwa całego narodu dosięgną potomności, imię Rudolfa, księcia Gerolsteinu stanie się nieśmiertelnem. Nikt go więcej ode mnie nie kocha i nie uwielbia. Oprócz rzadkich przymiotów, niezbędnych wielkim monarchom, posiada on dobroć, jaka zjednywa miłość panującym.
— Nie wiesz kuzynie, do jakiego stopnia masz w tym wypadku słuszność, zawołała księżniczka coraz mocniej wzruszona.
— O wiem! a wszyscy jego poddani także o tem wiedzą, kochają go tak, iż smucą się jego smutkiem, weselą się jego radością, szacunek powszechny dla margrabiny d‘Harville świadczy i o szczęśliwym wyborze księcia i o zaletach przyszłej jego małżonki.
— Margrabina jest najgodniejszą przywiązania ojca mego, nie umiem pochwalić jej lepiej.
— A możesz kuzynko ocenić ją z największą sprawiedliwością, znałaś ją bezwątpienia we Francji?
Zaledwie wyrzekłem ostatnie słowa, nagle myśl jakaś uderzyła księżniczkę Amelję, spuściła oczy i przez chwilę tak była smutna, ażem osłupiał.