Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/7

Ta strona została skorygowana.
I.
WSTĘP.

13-go grudnia 1834 roku, wieczorem, mężczyzna postawy atletycznej, odziany w podartą bluzę, dążył szybkim krokiem przez most do dzielnicy Paryża, zwanej Cite, — labiryntu uliczek ciemnych, krzywych, błotnistych. Domy brudne, mają najczęściej szyby potłuczone, sienie ciemne, schody strome. Na dole znajdują się stragany węglarzy, garkuchnie. Dziesiąta biła na zegarze. Kobiety pod sklepionemi przysionkami, ciemnemi jak jaskinie, śpiewały półgłosem. Mężczyzna musiał znać jednę z nich, bo nagle schwycił ją za rękę. Cofnęła się z przestrachem:
— Dobry wieczór, Szurynerze.
— Gualezo! — rzekł mężczyzna; — zaraz kup mi vódki albo ciężko pożałujesz odmowy.
— Nie mam pieniędzy — odpowiedziała kobieta, drżąc cała.
— Szynkarka ci skredytuje!
— Ależ i tak jestem jej sporo winna...
— Śmiesz jeszcze gadać? — zawołał Szuryner i gwałtownie uderzył nieszczęsną. Jęknęła boleśnie. — To nic, moja panno, to tylko, żeby cię opamiętać! — Nagle strasznie zaklął: — Ukłułaś mnie w rękę nożyczkami!... — i wściekły rzucił się w pogoń za dziewczyną.
— Nie zbliżaj się do mnie — powiedziała śmiało —