Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/70

Ta strona została skorygowana.

drzwiach schylać, tak były niskie. Szynk składał się z dwóch pokojów. W pierwszym stał bufet i stary bilard. Dwa okna wąskie i brudne ledwie oświecały te wilgotne izby. Przez chwilę tylko Rudolf był sam w drugim pokoju, a już Bakałarz i Czerwony Jan rozmówili się w kilku słowach tajemniczemi znakami.
— Napijesz się piwa czy wódki? — spytał Bakałarz Rudolfa.
— Dziękuję... nie chce mi się pić.
Usiadł przy małym stoliku w drugim pokoju.
Tak już było ciemno w szynku, że nie można było widzieć otworu w kącie podłogi, prowadzącego do piwnicy. Bakałarz usiadł przy stole, tyłem do piwnicy, żeby ją zakryć przed Rudolfem.
Rudolf, dla ukrycia niepokoju, wyglądał oknem. Choć widział Murfa udającego się do Wdowiej Alei, — nie był pewny, czy poczciwy anglik dobrze zrozumiał lakoniczny bilecik. Chociaż silny, odważny i dobrze uzbrojony, mógł jednak nie dać sobie rady w walce ze zbrodniarzem, gotowym na wszystko. Lecz energiczny, dziwaczny, chciwy gwałtownych wzruszeń, znajdował jakiś urok nawet w tej niepewności i w przeszkodach, które zniszczyły plan ułożony w wilję z wiernym Murfem i Szurynerem. Czerwony Jan po kilku słowach, usłyszanych od Bakałarza, przyglądał się Rudolfowi z szyderstwem i nieufnością.
— Uważam — odezwał się Bakałarz, — że jeżeli moja żona zastanie w domu osoby, które mamy odwiedzić, moglibyśmy do nich pójść o ósmej.
— O dwie godziny wcześniej! to im sprawi przykrość. Dopiero o dwunastej zamykam sklep, — przerwał Czerwony Jan piskliwym głosem. — O północy przychodzą moi najlepsi goście.
— Z tobą trzeba na wszystko przystać. Więc nie rychlej jak o dziesiątej pójdziemy z wizytą.
— Otóż i Puhaczka! — rzekł Czerwony Jan, słysząc,