— Kochana Rigoletta! — rzekła Klemencja, rozrzewniona listem, który przeczytał Rudolf.
— Nie mogliśmy wybrać ludzi godniejszych opieki! — odpowiedział Rudolf.
Zwrócił się do Marji, a ujrzawszy jej bladość i smutek, zawołał:
— Ależ co ci jest?
— Ojcze! nie obwiniaj mnie o niewdzięczność... Ale pomimo czułego twego przywiązania, pomimo czułości drugiej mojej matki, blasku, znaczenia, pomimo twojej wielkości... hańba moja złagodzoną być nie może... Nikt zniszczyć nie zdoła przeszłości... Jeszcze raz, przebacz mi... ukrywałam dotąd przed tobą... Wspomnienie o dawnej mojej hańbie doprowadza mnie do rozpaczy i zabija...
— Czy słyszysz, Klemencjo? — zawołał Rudolf zrozpaczony.
Klemencja wziąwszy z czułością rękę Marji, rzekła:
— Czyliż przywiązanie nasze, miłość wszystkich, którzy cię otaczają, a której jesteś godna, czyliż to wszystko nie przekonywa cię, że przeszłość powinna być dla ciebie snem tylko?... Nie traćmy nadziei, znamy teraz przyczynę twego smutku i zwyciężymy go, mamy za sobą: rozsądek, słuszność i miłość naszą!
Po długiem milczeniu Marja wzięła rękę Rudolfa i rękę Klemencji, i mówiła drżącym głosem:
— Pamiętasz, ojcze, pamiętasz tę straszną scenę, która poprzedziła nasz wyjazd z Paryża, kiedy zatrzymano karetę naszą przy rogatkach?
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/709
Ta strona została skorygowana.
IV.
WSPOMNIENIE.