Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/710

Ta strona została skorygowana.

— Pamiętam — odpowiedział Rudolf ze smutkiem — Biedny Szuryner! Drugi raz ocalił mi życie i umarł w oczach naszych, powtarzając: „Bóg sprawiedliwy, ja zabiłem, mnie zabijają“!
— I w tej chwili, — mówiła dalej Marja przerażona, — czy wiesz, kogo ujrzałam? Wpatrywała się we mnie ostro, a wzrok jej ściga mnie od tej chwili!
— Czyj wzrok? o kim ty mówisz? — zawołał Rudolf.
— O gospodyni z pod Białego Królika, — rzekła zcicha Marja.
Tak, spotkanie się z tą kobietą w chwili, kiedy Szuryner mówił: „Bóg jest sprawiedliwy“! zdawało mi się wyrzutem losu za moje pyszne zapomnienie przeszłości, którą załagodzić powinnam pokutą i żalem.
— Ale ty byłaś przymuszona do tej przeszłości, nie powinnaś odpowiadać za nią, nieszczęśliwe dziecię!
— Ale z tem wszystkiem wiodłam życie wśród hańby, — odpowiedziała, — i nic w świecie nie zdoła zniszczyć wspomnień o tem. Ścigają mnie one nawet w objęciach ojca...
— Odtąd, — mówiła dalej, — ciągle sobie powtarzam z gorzkim wstydem: Tu mnie poważają najdostojniejsze osoby, a ja w Paryżu żyłam w plugastwie, ze złodziejami i zbójcami. Starcy mi się kłaniają, szlachetne i znakomite damy ubiegają się o moje towarzystwo. A to obłuda, hańba! Bowiem gdyby się dowiedzieli, czem ja byłam, wówczas, jak sprawiedliwa i okropna byłaby dla mnie kara!
— Ale my, ja i matka twoja, nie gorsi jesteśmy od innych, znamy twoją przeszłość, a przecież kochamy ciebie.
— Miłość rodzicielska was zaślepia.
— A twoje dobre uczynki? A założenie instytutu sierot? Czyliż się tem nie okupują błędy, których nie popełniałaś dobrowolnie?
Wtem Murf przyniósł list do Rudolfa, list ojca Henryka, który prosił o rękę księżniczki Amelji dla swego syna.