Na szczęście omyliłeś się, ja chciałem tę drugą flaszeczkę.
— Tę różową? — zapytał pocichu Szuryner.
— Tak jest, wszak tam niema innej.
Szuryner wojskowym zwyczajem wykręcił się na na pięcie i zgniótł do reszty flaszeczkę.
— Co robisz? skaleczysz się, — szepnął doktór.
Szyryner, zajęty jedynie nowem poleceniem, tak delikatnie i lekko ujął cienką flaszeczkę, że doktór drżał, żeby jej nie stłukł przez zbytek ostrożności. Zbliżając się do łóżka, znowu nastąpił na rozbitą flaszkę.
— Tak gwałtem chcesz się skaleczyć? Już drugi raz stanąłeś na szkle.
— To nic, ja mam drewniane podeszwy.
Po kilku łyżeczkach lekarstwa Rudolf poruszył się.
— Wraca do przytomności, — rzekł doktór. — Puszczenie krwi ulżyło mu.
— Zdrów! Brawo! — zawołał Szuryner z radością.
— Milcz, — rzekł doktór surowo, — milcz i usiądź...
— Panie doktorze, jestem cały zabłocony jak kloc tylko co z wody wyciągnięty; zawalam krzesło.
Wtem Rudolf przebudził się, usiadł, spojrzał naokoło siebie, zebrał myśli i zawołał:
— Murf! gdzie Murf?
— Uspokój się, mości książę, — rzekł doktór z uszanowaniem, — mam nadzieję, że niebezpieczeństwo przejdzie!
— Więc raniony?
— Tak, niestety!
— Zwodzisz mnie; on umarł, zamordowany!... I to z mojej przyczyny! — zawołał Rudolf, wznosząc ręce do nieba.
— Wiadomo księciu, że nie umiem kłamać... Honorem ręczę, że Murf żyje... niebezpieczeństwa niema. Chciałem wezwać kilku jeszcze lekarzy dla porady, ale
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/76
Ta strona została skorygowana.