Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/82

Ta strona została skorygowana.

— Nie potrzeba.
— Alboż pan go wypuści?... Ah! panie Rudolfie, nie bądź tak wspaniałym... Ja zawsze powiadam, to pies wściekły...
— Nie bój się... Już nikogo nie ukąsi!
— Więc go pan zamkniesz, gdzie na osobności?
— Nie... za pół godziny wyjdzie stąd...
— Bez żandarmów?
— Tak.
— I sam?
— Tak, sam... i będzie mógł iść, gdzie mu się podoba — odpowiedział Rudolf z okropnym uśmiechem.
Doktór wrócił.
— A cóż, Dawidzie... Jakże Murf?
— Śpi teraz, mości książę... ale niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło.
— O! Murf!... zemsty!... zemsty! — zawołał Rudolf z zimną i nieubłaganą złością. Potem dodał:
— Dawidzie... mam ci coś powiedzieć. — I powiedział mu kilka słów do ucha. Murzyn zadrżał. — Wahasz się? — spytał Rudolf.
— Nie waham się, książę... myśl ta zawiera zaród reformy prawa karnego, godny uwagi prawników... kara twoja jest zarazem prosta... straszna... i sprawiedliwa... W obecnym przypadku można ją wymierzyć...
— A będzie miał przed sobą nieograniczone pole skruchy i żalu — dodał Rudolf.
— Wyjdź do drugiego pokoju, — rzekł Rudolf do osłupiałego Szurynera — w biurku leży czerwony pugilares, przynieś mi z niego pięć biletów po tysiąc franków...
— A dla kogo?
— Dla Bakałarza... każ go zarazem przyprowadzić.