Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/90

Ta strona została skorygowana.

— Tem lepiej... Ale gdzie pójdziemy?... Do mego mieszkania iść nie śmiem...
— Słuchaj, jest tu mój znajomy, ma matkę, godną kobietę, ale nieszczęśliwą... Może się podejmie wziąć cię do siebie.
— Tobie można zaufać, Szurynerze... Tyś nigdy nie kradł... tyś nie mściwy, nawet szlachetny...
— Więc dosyć tej gadaniny, już mi pan Rudolf powiedział, że ja mam serce.
Bakałarz, wsparty na Szurynerze, wyszedł na ulicę.