Miesiąc upłynął. Pójdziemy teraz do małego miasteczka l’Isle-Adam nad Oazą. Wszyscy w miasteczku suszyli sobie głowy, komu też wdowa Dumont sprzedała najpiękniejsze jatki rzeźnicze. Nabywca musiał być bogaty, bo kazał sklep świeżo odmalować i ozdobić. Branżowa wyzłacana krata otaczała cały front sklepu; zawieszono szyld na jatce, wypisano na wielkiej czarnej tablicy złotemi literami: „Francoeur, rzeźnik“. Ale to jeszcze nie zaspokoiło ciekawości próżniaków; radzi byli wiedzieć, kto to taki, ten Francoeur? Lecz nikt nie mógł objaśnić. Wreszcie przez tylną bramę domu wjechała bryczka. Wysiedli z niej: Murf, już wyleczony z odniesionej rany, i Szuryner. Szuryner był nie do poznania w nowem swojem, porządnem ubraniu.
Murf przywiązał lejce do muru i wprowadził Szurynera do dolnej sali za sklepem, schludnie umeblowanej, dobył z szafy flaszkę — wypijesz kieliszek wódki?
— Jeżeli to panu wszystko jedno, nie będę pił.
— A to czemu?
— Bom taki uradowany, a radość rozgrzewa... Wszelako mówię, żem rad, a jednak...
— Wczoraj przyszedłeś pan do mnie; powiedziałeś, że pan Rudolf wyjechał gdzieś daleko i o mnie zapomniał... Bardzo mi przykro...
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/91
Ta strona została skorygowana.
XXII.
RZEŹNIK FRANCOEUR.