— Chciałem tylko powiedzieć, że zapomniał nagrodzić cię.
— To co innego. Odżyłem znowu, panie Murf. Ja go nigdy nie zapomnę. On mi powiedział, że mam serce i honor.
— Na nieszczęście, książę wyjechał i względem ciebie nic mi nie polecił; ja sam nic nie mam... nie jestem w stanie odwdzięczyć się, jakbym chciał, za to, coś dla mnie uczynił.
— Eh! żartujesz pan chyba!
— I dlaczegóż po tej okropnej nocy nie przyszedłeś kiedy do nas, książę by nie wyjechał, nie pomyślawszy o tobie.
— Hm!... myślałem sobie, kiedy mnie pan Rudolf nie woła, znać, że mnie nie potrzebuje.
— Powinieneś był domyślić się, że pragnie okazać ci swoją wdzięczność...
— Powiedziałeś mi pan wczoraj, panie Murf, że mi znajdziesz służbę, gdzie zarobię cztery franki dziennie. Cztery franki to pieniądze! Cóż to? tu rzeźnik mieszka? — zapytał nagle, widząc przez firanki rozłożone ćwierci wołowiny.
— Tak, mój kochany... rzeźnik, mój przyjaciel... Możemy obejrzeć cały dom.
— Chętnie, to mi przypomni młode lata; z tą różnicą, że wtedy biłem tylko stare konie. Dziwna rzecz, gdybym mógł, chciałbym być rzeźnikiem. Jakbym ja pracował! jak Gualeza, kiedy jadła owsiany cukier. Ale, że jej teraz nie widuję! pewnie ją pan Rudolf wykupił.
Biedna dziewczyna! to takie młode, samo nie wiedziało, co robi.
— I ja tak myślę; ale chodźmy obejrzeć sklep.
Poszli do sklepu, potem do obory, gdzie stały trzy tłuste woły i ze dwadzieścia baramów; obejrzeli stajnię, wozownię, szlachtuz i inne budynki, starannie i czysto utrzymane.
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/92
Ta strona została skorygowana.