Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przyznaj, — rzekł Murf, — że mój przyjaciel jest szczęśliwym człowiekiem. Ten dom i sklep do niego należą; ma jeszcze kilka tysięcy franków w zapasie; mocny jak wół, zdrowie żelazne, lubi swoje rzemiosło. Czeladnik, któregoś tam widział, zastępuje go, kiedy jedzie za kupnem bydła. A co, albo nie jest szczęśliwy? Ale chodźmy na górę, zobaczymy, jak tam wygląda; zapoznam cię z majstrem.
— Zaraz, — rzekł Szuryner smutny i nieco zmieszany, zatrzymując Murfa za rękę, — mam panu coś powiedzieć... Może pan Rudolf panu nie powiedział; ale ja muszę uprzedzić o tem mojego majstra, lepiej, że zaraz się dowie, niż później.
— Cóż takiego?
— Oto byłem skazany... na galery... — mówił dalej Szuryner cichym, ledwie dosłyszalnym głosem. — Ale nie za kradzież! nigdy nie kradłem, wolałbym umrzeć z głodu... O! gorzej zrobiłem, — dodał, spuszczając głowę, — zabiłem człowieka... w gniewie.. I temu majstrowi także wszystko powiem. Pan go znasz; jeżeli mi ma odmówić, to lepiej zaraz się wrócę.
— Chodź!
Szuryner wszedł za Murfem na górę, drzwi się otworzyły, powitał ich... Rudolf.
— Mój kochany Murfie, — rzekł, — zostaw nas samych.