Strona:PL Swinburne - Atalanta w Kalydonie.djvu/72

Ta strona została przepisana.

Twej nienawiści okrywa nas szata,
Przez cię źrenicom naszym blask nie świeci;
Lada wypadek wciąż nami pomiata —
Słabe my dzieci —,
Zato ku tobie z ludzkich ust objata
Pochwalnych głosów leci.
Całując, bijesz; swą lewicę wznosisz
W górę nad nami i „Żyjcie!“ tak głosisz,
A potem, wzniósłszy swoją rękę prawą,
Żegnać się każesz ze żywota jawą.
Sen nam zesyłasz, wplatasz w niego mary,
Mówiąc: nie rozkosz to, lecz chęć rozkoszy;
Ze słodkich źródlisk rzek wywodzisz czary,
A gorycz morza tę słodkość im płoszy.
Kwiat jeden karmisz prochem mnogich ludzi,
Twarz jedną płomień mnogich łez wysusza;
Miłość nam biorąc, dech twój troskę budzi;
Męczarni pełna nasza wszystka dusza.
Iżeś ty silny, a my słabi, Panie,
Żeś jest przeciwko nam, wróg nasz niezgięty,
Że o mieliznę nam na oceanie,
Lub u wybrzeży rozbijasz okręty;
Żeś błyskawicę napiął, jak cięciwę,
I wypuściłeś godziny, by strzały,
Ześ ból nam zesłał i słowa gniewliwe,
Grzechy i wojny, nasz dobytek cały;
Ześ stworzył piorun i że stopy twoje
Są jako fale, gdy się rwą obłoki;