W życiu ja swojem już-ci ich nic ujrzę
Żywych! Ja przedsię żyję! jakżeż ja tu będę
Żyła? O jakież będę wiodła życie
Przy boku syna, wiedząca, co było,
Pragnąca tego, co być już nie może?!
Patrzeć w umarłe oczy, warg umarłych
Słuchać i własne swe zabijać serce
Wspomnieniem zmarłych i temi oczyma
Na ich zabójcę spoglądać i płakać
I łamać ręce, trzymające jego
Rękę morderczą? Jakżeż ja to zniosę,
Słysząca we śnie nieprawdziwe głosy,
Warg nieprawdziwych czująca całunki,
Pochwytująca echo stóp umarłych,
Potem, zbudziwszy się, słysząca tylko
Bezpańskiej sfory żałobne skomlenie,
Widząca tylko ich oszczepy, łoża,
Siedziska tylko i wszelkie ich sprzęty,
A nie zaś mężów? Jeśli psy i konie
Mają smutnemi żałować oczami,
Mają się głodzić z żalu po swych panach,
Zali ja nie mam się troskać? Jeżeli
Takie istoty ślepe chcą z miłości
Pozbyć się życia, czyż mnie żyć przystało?
Tak, śmierć niejedna lepsza, niż niejedno
Życie, a lepszą jedna śmierć dla niego,
Dla nich i dla mnie! Gdyby ich bogowie
Byli zabili, jużcibym to zniosła!
Strona:PL Swinburne - Atalanta w Kalydonie.djvu/92
Ta strona została przepisana.