Strona:PL Szpieg.djvu/013

Ta strona została uwierzytelniona.

da słowo że się będzie milczało trzeba dotrzymać? nieprawdaż?
— Nie ma co mówić, rzekł blondyn, macie słuszność; ale kiedy tak, to my wam powiemy o co tam chodziło. — Gotów jestem odgadnąć nietylko co się mówiło, ale jak się tam gadało.
Maciéj osłupiał.
— Jeżeli panowie tak rozumni jesteście odparł kwaśno, to należycie pewnie do jednego bractwa z porucznikiem. Otoż wam powiem jak jemu, że ze mną nic nie wskóracie. To darmo, jestem biedny człowiek i biedniejszy może od wielu, ale cudzemi łzami i krwią żyć nie chcę! Bywajcie acaństwo zdrowi. Obrócił się ku drzwiom gdy uczuł że ów blondyn pochwycił go w ramiona, ściskać począł i całować.
— Siadaj panie Macieju, rzekł, tamto jest szelma szpieg, którego prędzéj późniéj stryczek nie minie, a myśmy dobrzy Polacy i pracujemy nie dla rządu moskiewskiego, ale dla naszéj kochanéj ojczyzny. Nie będziemy ci kłamali ani to ani owo, znamy cię przez twoją czeladź i innych towarzyszów, bo i my mamy swoją policyą, musimy się pilnować, widziano że cię kilka razy ów porucznik zaczepiał, łatwo się było domyślić czego chciał. — Otóż kraj od ciebie wielkiéj usługi wymaga.
— Jesteście katolicy? spytał Maciéj, możecie mi się jeszcze raz przysiądz że to czego odemnie chcecie dla naszéj miłéj ojczyzny jest potrzebném?
— Możemy i przysiężem, rzekł blondyn, spojrzyjże na nas czy my wyglądamy na szpiegów i zdrajców?
— O noć to nie, rzekł Maciéj, ale ta Moskiewszczyzna to się ona przybiera na różne figle,