jąc go za gardło, że porucznik i tak już osłabły zachwiał się i cofnął.
— Mów, coś zrobił Julkowi!
— Ale ja Julka w oczy nie widziałem, kobieto oszalałaś! Cóż się mu stało?
Ale z za łez i rozpaczy nieszczęśliwéj matki trudno się czego było dowiedzieć. Porucznik powtórzył przerażony:
— Gdzież Julek? co Julkowi?
Rózia która nadbiegła, z wielomownością dziecięcia, z którego jeszcze nie była zupełnie wyrosła, poczęła paplać żywo:
— Tatuniu! Julek wrócił jak szalony do domu, krew mu gębą i nosem ciekła, musiałam chodzić po pana Mayera, co mu zapisał jakieś lekarstwo. Dopiero niedawno troszkę się uspokoił i poszedł do swojéj stancyi.
Porucznik który tak kochał tego syna, że dlań byłby wszystko poświęcił, pobladł i struchlał. Własne cierpienie już mu zupełnie wyszło z pamięci, obawa o syna przemogła je i zwyciężyła.
— Julek, zawołał, Julek chory! Ale cóż ja temu winien?
— Tyś wszystkiemu winien! krzyknęła matka, cierpim przez ciebie i za ciebie. Julek nic mi powiedzieć nie chciał, ale kilka razy wyrwało mu się mimowolnie jakby narzekanie na ciebie. W tym jest twoja sprawa, niegodziwy człowiecze, mów, mów, coś ty mu uczynił?
Porucznik dotknięty boleśnie, nie mógł pojąć co się działo, nie rozumiał téj napaści, ale obawa o syna, nie dozwoliła mu dłużéj trwać w téj niepewności; nie słuchając żony która za nim biegła wyrzekając, poleciał na górę wprost do syna izdebki,
Strona:PL Szpieg.djvu/053
Ta strona została uwierzytelniona.