jednem, niż dużo ludzi dwóma. Był to djablik nie człowiek, na pozór słabowity, a wytrwały jak żelazo. Miał wprawdzie tęż samą wadę co Presler, bo był nałogowym opojem, ale ów władał nałogiem nie nałóg nim. Czasami po cztery tygodnie wódki w gębę nie wziął, trunku żadnego nie skosztował, potém nagle zamykał się na kilka dni, pił aż do choroby, i wychodził blady, zmęczony — ale już trzeźwy. — Muszyniec był najniebezpieczniejszym ze szpiegów, bo miał nadzwyczaj wiele sprytu, nie potrzebował wszystkiego słyszeć, wiele się domyślał, a z każdym człowiekiem jego językiem mówić umiał. Stary wyga, nie cierpiał porucznika, porucznik go téż nie znosił, ale udawali oba serdecznych przyjaciół. Zachmurzył się Presler zobaczywszy przeciwnika na swojém miejscu, powitał go jednak dosyć grzecznie i, primo impetu poszedł się wódki napić, czując się jakoś osłabionym.
— A WaćPan nie pijesz? spytał Muszyńca.
— Ja nie piję, teraz takie czasy, odpowiedział zagadnięty, że się w wódkę wdawać nie można, słodka ona jest, ale bestya zdradliwa.
— Mały kieliszek, rzekł Presler, ochładza i pokrzepia.
— Krzep się i ochładzaj, ja dziś nie piję. —
Porucznikowi jakoś smutno było solo ze swym nałogiem występować. —
— Eh! rzekł, dla kompanii!
— Widzisz serce, zawołał Muszyniec, ja jak piję to już nie kieliszkiem, ale flaszką. —
— To pijmy flaszką. —
— Widzisz, jak ja zacznę flaszką, to dociągnę
Strona:PL Szpieg.djvu/068
Ta strona została uwierzytelniona.