Strona:PL Szpieg.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

kanie. Był tak różny od siebie, tak przybity, że się nad nim nawet żona ulitowała.
— No, cóż ci tam jest? Co ci takiego, czyś chory?
— Ale nic! nic! nic! krzyknął gwałtownie Presler, bijąc pięścią o stół. Kiedy mówię że nic, to nic!
Potem wstał i mrucząc przechadzać się począł. Kobieta odstąpiła lękliwie, siadła na swem miejscu i w milczeniu zatopiona zajęła się daléj robotą. Presler chodził a chodził, tarł ręką po czole, szarpał na sobie odzienie, a niekiedy z przymusem niby coś nucić próbował. Pora do snu dawno minęła ale ani Preslerowa, ani on nie myśleli o spoczynku; ona trochę jeszcze oczekiwała na syna, on sam nie wiedział co się z nim działo, ale zasnąćby był nie mógł.
Około pierwszéj ktoś zaczął stukać do bramy. Kamienica mieściła w sobie bardzo wielu lokatorów; trafiało się często że ktoś z nich późno powracał, hałas u bramy nie miał w sobie nic nadzwyczajnego, przecież słysząc go wstrząsnęli się jakiemś przeczuciem oboje. Po chwili, ostrożne i nieśmiałe kroki na wschodach słyszeć się dały, a gdy się do drzwi zbliżyły Preslerowa spiesząc naprzeciw wybiegła. Równocześnie prawie otworzyły się one powoli i na progu ukazał się młody człowiek którego matka często z Juljanem widywała, blady, w oszarpanem trochę odzieniu, zmęczony. Na widok matki zmięszał się jeszcze bar-