Wielmożny ów Katownik uląkł się straszliwie, cofnął, a w tem zamieszaniu i wrzawie uprowadzono Juliana... pozostał rozjuszony zbir i porucznik którego żołnierze schwytali i trzymali zdaleka.
— Ha! zawrzeszczał z pięściami przyskakując do bezbronnego jenerał i tłukąc go niemi po twarzy — ha! jak ty śmiałeś dotknąć mnie! jak ty śmiałeś... ty... ty...
Presler znowu stał się pokornym jak baranek, znosił razy, milczał, przypadł nawet na kolana usiłując przebłagać groźnego wroga, który nie żałował pięści i razów, a naostatek rozkazał żołnierzom dać mu jeszcze kijami i wypuścić.
Zkąd ta wspaniałomyślność wzięła się mu, dla czego nie kazał Preslera zamknąć w cytadeli, tego trudno zrozumieć.
— Słysz, rzekł do niego w końcu odchodząc, jak ty mi piśniesz słowo o tem co tu było, każę ci rozstrzelać... rozumiesz... oficerskie słowo...
W końcu dodał jeszcze parę razy ulubione swoje paszoł won, a nieszczęśliwy ajent policyjny, wyciągnięty za kark przez żołnierzy, za drzwiami się im ostatkiem wykupić musiał od razów, które zastąpiły gęste kułaki.
Oszalały, oszarpany, wywlókł się tak ku wrotom cytadeli, sam nie wiedząc dokąd idzie i co daléj pocznie z sobą, gdy usłyszane nagle znajo-
Strona:PL Szpieg.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.