Strona:PL Szpieg.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

się przez tę kalwaryjską drogę, która do krat żelaznych więzienia prowadzi — ale mimo własnego cierpienia postrzegła ubogą kobietę i schyliła się ku niéj żegnając ją krzyżem, bo wiedziała że na straszną tę rozpacz słowo byłoby już nieskutecznem.
— Biedna kobieto, rzekła, co ci jest? mów! wstań, nie poddawaj się.... opamiętaj. Bóg litościw!!
— Bóg i bóg nie ma litości! z dzikim śmiechem odpowiedziała Preslerowa... zabrał mi dziecko moje jedyne...
— Nie tyś jedna taką sierotą, odrzekła kobieta.... jam równie wyprobowana, syn mój jest tu także za temi murami, a ja nawet twarzy jego widzieć, głosu posłyszeć nie mogę. I przychodzę tu co dnia daremnie, i błagam ich, napróżno... i odchodzę bez nadziei. —
— A! chyba nie kochałaś syna...
— Ja! kobieto nie bluźnij... on mi był jeden na świecie... ja nie mam nadeń nikogo — ale ja ufam w miłosierdzie Boże... —
Tą razą kobieta podniosła na nią oczy nic nie mówiąc, a po chwili szepnęła: