Przyszedłszy do domu Presler, jak pierwszą razą, zastał Rózię płaczącą w oknie, chciała ona biedz szukać matki, ale nie wiedziała dokąd poszła. Kazano jéj siedzieć i czekać, musiała więc w opustoszonym domu sama pozostać z myślami czarnemi. Gdy pierwszy raz przyszedł ojciec, nie odważyła się go spytać o nic. Presler bowiem rzadko bardzo z nią mówił i do niéj się przybliżał, można powiedzieć że obawiając się go bardzo, mało go znała.
Opanowany tą myślą szatańską użycia Rózi za narzędzie do uwolnienia syna Presler spojrzawszy na nią, na tę twarzyczkę aniołka z zapłakanemi oczyma, poczuł jak mu się ścisnęło serce i zamknęły usta. Nie śmiał do niéj z razu przemówić, długo potrzebował chodzić, namyślać się, nabierać odwagi, nim do niéj potrafił się odezwać. —
— Słuchaj no, rzekł na ostatku, stając nagle przed dziewczęciem które strwożone wlepiło weń oczy, ty wiesz że twego brata wzięto... próżno ja, próżno matka chodziliśmy prosić za nim, nic nie pomaga — słuchaj — możebyś ty była szczęśliwsza?...
Tu mu głosu zabrakło, spuścił głowę. —
Rózia oblała się cała rumieńcem, zakryła sobie oczy, nie była już dziecięciem i strasznych tych kilku wyrazów pojęła groźne znaczenie. Oburze-
Strona:PL Szpieg.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.