poczciwego chłopaka jednego z tych synów Warszawy, którego znała od dzieciństwa.
Młody chłopak nie mogąc na lekarza, usposobił się był na farmaceutę i zajmował miejsce drugiego subjekta w jednéj z aptek na Krakowskiem przedmieściu. Rózia nie zastanawiając się postanowiła wyprosić u niego — truciznę. Miała ona służyć dla niéj saméj lub dla tego któryby z jéj nieszczęśliwego położenia chciał korzystać...
Gdy Presler otrzymawszy od niéj obietnicę towarzyszenia mu nazajutrz wywlókł się znowu z domu nie mogąc w nim usiedzieć, Rózia natychmiast porwała skromny kapelusik i czarną mantylkę, przykazała Kachnie pozostać w domu, a sama jak strzała pobiegła do apteki.
Po drodze dopiero przyszło jéj na myśl że trucizna nie tak się łatwo daje temu kto ją mieć zechce, że przed Kaziem trzeba się będzie wytłómaczyć ze wszystkiego, że on może albo nie będzie mógł, albo się zlęknie, albo nie potrafi wypełnić jéj żądania. Ale raz postanowiwszy sobie uzbroić się tym orężem Rózia spuściła się na opatrzność że ją wesprzeć była powinna.
Otworzyła nieśmiało drzwi apteki, spojrzała w głąb — szczęściem Kaźmierz był sam jeden, ale jak tu począć rozmowę!
Strona:PL Szpieg.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.