Ta strona została uwierzytelniona.
ciwko sobie saméj, mogła zresztą wydać się niezręcznością i zgubić. Kaźmierz sam nie wiedział co robić, ale miękł i w miarę jak nalegała nań, uczuciem jéj dał się ogarnąć.
— Przysiążże mi, rzekł, że w żadnym razie nie użyjesz trucizny dla siebie! Ja będę na straży. Jeżeli przyjdzie do ostateczności a Juljan będzie już wolnym, rzucam aptekę, zabieram ciebie, mam księdza który nam ślub da i uciekniemy w Augustowskie... do mojéj rodziny...
Długo jeszcze szeptali z sobą i nikt im jakoś rozmowy nie przerwał. W końcu choć z wielką obawą Kaźmierz dobył Strichniny, zamknął jéj małą ilość w flaszeczce która z łatwością pod rękawiczką na dłoni ukryć się mogła; a Rózia z wielką radością wybiegła do domu z strasznym tym orężem.