Strona:PL Szpieg.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

wiczem obliczu, tem mocniéj od niego odbijał jakby szata która dlań zrobioną nie była. Smutek i wesele, te dwa krańcowe wyrazy w szeregu uczuć ludzkich, w młodości malują się ostro i wyraźnie na twarzach które często w jednéj godzinie obu sięgają granic. Tych odcieni uczuć któremi późniejsze lata urozmaicają oblicze ludzkie, młodość prawie nie zna. Na twarzyczce Rózi nie było ani wybitnego smutku, ani żadnego jasno wypisanego wyrazu, coby się jednem słowem określić dawał; w rysach prawie dziecięcych jaśniała powaga, zamyślenie i jakby duma człowieka który się gotuje do spełnienia wielkiego czynu. Oczy jéj niekiedy zachodziły łezką ale ją jakiś ogień wewnętrzny osuszał, była może piękniejszą niż kiedy, ale tą pięknością jaka przyobleka czasem twarze umierających lub idących na rusztowanie. Widziałeś patrząc na nią że płoche myśli z jéj główki uleciały, że serce nie biło przelotnem uczuciem, że szła do wielkiego jakiegoś celu, który ją unosił i zolbrzymiał. — Ta piękna postać, przed którą zdumiałby się artysta i pokląkł poeta, odbijała straszliwą sprzecznością od stéranego ze znamieniem podłości na czole wlokącego się za nią Preslera. Wydawał się on przy niéj, jak szatan czychający na duszę czystą, z wzrokiem w ziemię spuszczonym, szedł wstydząc się sam siebie, szedł i nasuwając kapelusz na oczy, zdawał obawiać aby go ludzie nie widzieli.