czął się śmiać dziko. Śmiech ten był tak przerażający, że kupka ciekawych dzieci, które się z za węgła domu przypatrywały téj scenie, pierzchła wylękniona... Obłąkany obejrzał się, rozśmiał jeszcze i zadarłszy głowę do góry, podparłszy się w boki, poszedł poważnym ale chwiejnym krokiem do najbliższego szynku naprzeciw.
Że to był dzień targowy, a ludzie przybywali z okolicy na Pragę i każdy z nich w słotny ranek chciał się czemś pokrzepić, gdy Presler wszedł znalazł szynkarkę zajętą. Oburzyło go to mocno, że mu zaraz nie usłużono.
— Hej! słuchaj, zawołał, ty jakaś, nie widzisz kto przyszedł? dawaj mi tu wódkę, a żywo.
I rozsiadł się za stołem.
Żydówka nie spieszyła go słuchać, bo widząc odartą odzież niepewną była zapłaty.
— A! ty córko Judasza, plemie Herodowe, zawołał powtórnie Presler z gniewem wzrastającym coraz, wódki mówię co prędzéj, garniec wódki! a nie, to ci łeb rozkwaczę...
Oburzyli się na ten krzyk i łajanie przytomni, chciano wezwać policyanta, aby warjata uprzątnął, gdy Presler poszukał w kieszeniach i dobył papierek trzyrublowy, którego widok ułagodził szynkarkę, a innych powstrzymał od stawania w ich obronie.
Z chciwością niewypowiedzianą porwał stary za flaszę, i począł z niéj pić, jakby żłopał wodę spragniony. Straszno było patrzeć na to samobójstwo, oczy wszystkich zwróciły się na nieszczęśliwego człowieka, który dopiwszy do dna flaszkę, gruchnął
Strona:PL Szpieg.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.