Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński-Pieśń o Rolandzie 014.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

nem i wielkiem zwycięstwem. I teraz z kolei może Niemcy zagrzewają się do zemsty legendą o Karolu Wielkim, który wszak był i germańskim herosem, a Akwizgran tak dalece przestał być francuskiem miastem, że nawet najśmielszy członek Instytutu paryskiego nie rości dziś sobie do niego pretensji. I mimowoli przychodzi nam refleksja, że cały szkopuł w tem, że wszystkie narody Europy są bitne i dzielne, i chrześcijańskie, i że, gdy przyjdzie do mobilizacji, wszystkie mają za sobą Boga...
Wzamian, czytając Pieśń o Rolandzie, dzisiejszy człowiek wrażliwy jest na różne drobne szczegóły, które, jeszcze kilkadziesiąt lat temu, uchodziły niepostrzeżenie. Naprzykład taka strofa:
„Cesarz wraca na swoją kwaterę. Przybył do miasta Galne; hrabia Roland zdobył je i zniszczył: od tego dnia, sto lat stało pustką“...
Biedne miasto Galne... Co ono zawiniło? Jak Einstein spojrzał na teorję ciążenia oczami spadającego newtonowskiego jabłka, tak dzisiejszy człowiek patrzy na czyny chrobrego Rolanda oczami... miasta Galne. Ten jeden „biuletyn“ głębiej mu zapadnie w serce, niż wiele razy powtarzający się chlubny zwrot o rycerzu, który przeciął drugiego rycerza przez hełm czaszkę, głowę, zęby, tułów, aż do siodła, „nie czyniąc mu poza tem nic złego“.
I rzecz znamienna! Mimo że tak świeżo cała Europa była terenem bohaterstw, wobec których bledną czyny Karolowe; bohaterstw, w których lada urzędnik czy uczony, oderwany od swego biurka, musiał się stać Rolandem, — poezja pozostała chłodna na to wszystko: zbuntowała się. Aby zaś nie pozostać bez swego Rolanda, wzięła sobie — Amundsena. Może dlatego, że klientem „rybałtów“ nie są dziś chrobrzy i krwawi rycerze, ale pracowici mieszkańcy miasta Galne...

Warszawa, grudzień 1931.