Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

sty Lenartowicza, leżą wszak od dziesiątków lat w publicznych bibljotekach, wszystkim dostępne, wielu z pewnością dobrze znane. I te pierwszorzędne świadectwa pomija się zupełnie; obchodzi się je starannie, aby ich nie zauważyć. A przypuszczam że takich nietykanych papierów jest mnóstwo, o ile ich nie zdołano poniszczyć.
W stosunku nauki do Towiańskiego uderza mnie parę rzeczy. Przedewszystkiem jest u nas zwyczaj brać wszystko od strony idej czy poglądów, a nie od strony ludzi. To tak jakby widzieć w „Reducie“ teorje Limanowskiego, a nie „magnetyzm“ Osterwy. Bierze się Towiańskiego jako oderwaną całość; komentuje się i objaśnia jego naukę. Tymczasem, jeżeli się go ujmie od strony człowieka, jasne jest, że ten człowiek, który dożył osiemdziesięciu lat, nie był ciągle jednaki, że trzydziestoletni reformator wileński nie był tym samym co dobrotliwy staruszek szwajcarski; że i nauka jego i życie musiały przejść różne fazy i ewolucje. Wszystko to są rzeczy do rozjaśnienia. Jeżeli, niewątpliwie, współczesnym na wiele spraw brakło perspektywy, to znów nam straszliwie brak jest faktów. Istotnie mają słuszność biografowie, że o życiu Towiańskiego wie się mało; ale zdaje mi się, że oni sami starają się pilnie, abyśmy wiedzieli jaknajmniej...
Jasnemu spojrzeniu na tę sprawę przeszkadza jedno. Za Towiańskim stoi Mickiewicz; a Mickiewicz — wiadomo — to „posąg z bronzu“. Towiański, nawet na dziesięć lat przed swojem zetknięciem się z Mickiewiczem, musi być „bez skazy“. Do tej konkluzji dociąga się wszystko. Stąd, postawieni w obliczu niedogodnych

104