powiedzmy to od siebie — bardziej interesujący. Ale, raz wszedłszy na drogę bronzowniczą, nie wiedzą, jak z niej wybrnąć.
Byłem świeżo w Krakowie, gdzie zetknąłem się potrosze ze światem uczonych. Najmilszy świat, dla niego wciąż będę tęsknił za Krakowem! Jak zawsze, krążą tam anegdotki, ploteczki, złośliwości, w których celują si magowie, tak często zmuszeni ukrywać uśmieszek pod maską powagi. Toga profesorska — w Krakowie przynajmniej — ma jeszcze coś z sukienki kapłańskiej. Tym razem komentarze obracały się dokoła niedawnej śmierci zasłużonego mickiewiczologa, prof. Kallenbacha. Przysłuchuję się rozmowie. Jeden z uczonych ryzykuje paradoks, że Kallenbach „nienawidził“ Mickiewicza, że nie ominął żadnej sposobności, aby go skompromitować, bijąc nibyto wciąż przed nim pokłony. Oczywiście paradoks, taki dobry jak inny. Zastanawiają się nad tem, jakie tajemnice wziął z sobą do grobu Kallenbach, on który znał na wylot wszystkie[1] archiwa mickiewiczowskie; czy zniszczył swoje notaty i papiery, aby z nich nikt nie korzystał i t. d. Ktoś miał zapytać innego znakomitego uczonego, profesora, którego z prof. Kallenbachem łączyła długoletnia wzajemna pełna kurtuazji nieżyczliwość:
- ↑ A jednak nie wszystkie! Sam Kallenbach opowiadał taki fakt. Kiedy przed laty zabierał się do monografji o Mickiewiczu, odwiedził m. in. Artura Wołyńskiego w Rzymie, w nadziei, że u niego znajdzie jakieś materjały. Wołyński pokazał mu dużą tekę i rzekł: „Gdyby pan wiedział co się w tej tece znajduje, dałby pan za to nie wiem ile, bo tu są właśnie rzeczy pierwszorzędnej wagi do sprawy, która pana obchodzi. Ale, niestety, nie mogę