wiańskim i z Towiańczykami“) przy opisie sceny, gdy Towiański, swoim zwyczajem, wmawia w tego nieboraka, zamożnego i trochę pomylonego szlachcica, że on, Komierowski, jest „wielki duch“; następnie zaś, by mu „rozjaśnić drogę jego apostolskiej myśli“, daje mu przykłady z własnego postępowania:
I tak powiada: Introligator oprawił mi źle książki, a żądał złp. 10 zapłaty: pojechałem więc do policmajstra w Wilnie, ten uwięził natychmiast introligatora: chodziłem do winnego codzień, później co tydzień, lecz że trwał w złem, więc zapomniałem. Aż jednego dnia ze strażą więzienną przybywa w prośby introligator. Uczęstowałem go, i odtąd był moim przyjacielem.
Drugi przykład, również z ust Mistrza:
Zwoszczyk w Petersburgu żądał dubeltowej zapłaty za kurs; pojechałem z nim więc na policję. Dyżurny zaraz powalił zwoszczyka pięścią, kopnął nogą, chciał batożyć, co powstrzymałem. Odtąd zwoszczyk był moim przyjacielem...
Zaledwie wierzyć się chce oczom, kiedy tego rodzaju powiastki, pozatem zapewne godne wiary, bo przytoczone przez naiwnego człowieka wedle własnych zwierzeń Mistrza, podają nam dzisiejsi monografiści Towiańskiego z takim komentarzem: „Towiański wcześnie określa zadanie swego życia jako służbę bliźniemu, jako pomoc w zwalczaniu zła, które go opanowało“... Biorąc poprostu, ten apostoł, tak chętnie uciekający się do pomocy rosyjskiej policji, pastwiący się, dzięki swoim wpływom, nad biednym introligatorem czy woźnicą, wydaje mi się z tych relacyj szczególnym bydlakiem; i oto każą go nam wielbić za to, podziwiać jego „służbę bliźniemu“! Nie
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.
164