wiadomo, czy śmiać się, czy ryczeć z wściekłości nad tem ogłupianiem biednej polskiej ziemi... Oto chyba wystarczający przykład, że zaczadzenie towiańszczyzną w zadziwiający sposób trwa jeszcze u naszych badaczy, i że cała ta dziedzina wymagałaby gruntownej dezynfekcji psychicznej...
Kiedy czytamy naszą literaturę towianistyczną, wciąż się musimy dziwić. Oto np. taki ustęp:
Cały ten system (Towiańskiego) został wypracowany z nadzwyczajną drobiazgowością. „Nie masz szczegółu, pisał Mickiewicz, od obuwia aż do mieszkania Mistrza, któryby nie był obrachowany, rozważony z punktu Sprawy... Jadąc, jak wiecie, z kilkorgiem osób, często całą noc chodzi w deszcz z rzeczami po miasteczku, nim znajdzie kwaterę odpowiednią pod każdym względem. Umawia się z gospodarzem, wytrzymuje sprzeczki, nie ustąpi w niczem, w najmniejszej rzeczy pilnuje tonu“.
O ile z wysiłkiem możemy się wczuć w hipnozę Mickiewicza, o tyle trudniej nam o wiele wczuć się w rozanielenie nad tym ustępem dzisiejszych badaczy...
W niemałym stopniu, o ile mi się zdaje, podtrzymuje kurs Towiańskiego u nas to, że posiada on dotąd swoją małą gminę we Włoszech. Niedawno ukazały się w „Przeglądzie Współczesnym“, ze wstępem prof. Pigonia, wspomnienia o Mistrzu, które spisał nestor włoskich towiańczyków, Attilio Begey; możemy więc z nich sprawdzić, czem żyje ta włoska gmina. Niech czytelnik osądzi. Pisze Begey o Mistrzu:
A jak bardzo był w tym czasie skory, by słuchać każdego wezwania. Interesując się każdym wypadkiem, był on w ciągłym ruchu ducha i z wszystkiego korzystał, aby robić to, czego świat
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.
165