Tak mi się jakoś zdarzyło, że znalazłem się w szkółce u pana Szpotańskiego. Nie mam nic przeciwko temu; wiem (jako mędrzec), że uczymy się wszyscy całe życie, że niema człowieka od któregoby się nie można czegoś nauczyć, i tym podobne sentencje wszystkich mędrców. Uczmy się wzajem; ja się może nauczę czegoś od pana S., pan S. może czegoś odemnie, i obaj tylko zyskamy. Różnica jest ta: gdy ja chętnie się przyznam skoro coś od niego skorzystam, przeczuwam iż pan S. mniej chętnieby się przyznał, gdyby mu się zdarzyło nauczyć czegoś odemnie.
Niestety, nauki pana S. mają tę jedną wadę, że są stale — spóźnione. Zanim mnie zdąży o czemś pouczyć, już ja o tem sam napisałem. Poprzedniego dnia! Tak np., po moich pierwszych feljetonach „mickiewiczowskich“ w Wiadomościach literackich, napisał pan S., że „jak widać, nazwisko litwinki nie jest mi znane“, i objaśnił mnie, że była nią Xawera Deybel. Gdyby był zajrzał do Wiadomości literackich z poprzedniego dnia, znalazłby mój artykuł właśnie o — Xawerze Deybel, i zapowiedź następnego. Ja zaś skromnie pozwoliłem sobie pana S. zapytać: skoro pan tak dobrze wie o osobie, która taką rolę odegrała w życiu poety, czemuż pan nie wspomniał o niej ani słóweczka w swojem trzytomowem dziele o Mickiewiczu i czemu trzeba było aż mnie, aby istnienie jej na jaw wydobyć?
Obecnie, pan S. poucza mnie, że w listach Mickiewicza z pewnej epoki imię „Seweryn“ oznacza nie Goszczyńskiego ale