Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

„Tak mści się ignorancja. Podobnego niesłychanego błędu nie popełnił nikt z pouczonych przez Boya bronzowników...“.
Czy może dalej iść humorystyka? Oto jak pisze jeden przysięgły uczony o drugim, kiedy myśli, że trafi w Boya! Bo oczywiście, książka Kallenbacha (całe dzieło, monografja, nie jakiś tam mój skromny artykulik!) zażywa u kolegów sławy autorytetu; trzeba było aż tego, żebym ja z niej coś zaczerpnął, aby się doczekała takiej... recenzji! Zato gdyby pan S. pisał wprost o książce Kallenbacha, coby tu było pokołnów, salamaleków, komplementów! Czy to wszystko razem nie jest iście moljerowska komedja? Czy to nie jest najlepsza ilustracja tej ciuciubabki, jaką jest nasza uczona „mickiewiczologja“?
A teraz ja się zgłaszam do nagrody, za to, że, zapuszczając się w ten gąszcz niewykarczowany przez naszych fachowców, sam, nie czekając na pana S., zanim jeszcze farba obeschła na moim artykule, spostrzegłem błąd prof Kallenbacha, i sprostowałem go z całą rewerencją. Niech pan S. znów zajrzy do ostatnich Wiadomości Literackich, gdzie piszę:

ów Seweryn, którego imię tak często powtarza się w owej epoce w raportach Mickiewicza do Mistrza, i który taką rolę odgrywa w zamęcie spowodowanym czwórką Adam — Seweryn — Ferdynand — Xawera, to nie — jak podaje Kallenbach i jak ja za nim powtórzyłem — Goszczyński, ale Pilchowski, ów narwany i mętny Pilchowski etc.

Nie poprzestałem na tem. Zgorszony i zdziwiony możliwością takiego nieporozumienia w uczonej monografji, wspomniałem mimochodem o fatalnym stanie, w jakim znajdują się wydania listów Mickiewicza. Jeżeli gubi się w nich sam prof. Kallenbach, czegóż żądać od czytelnika? Pisałem tedy w tym samym artykule:

„Niech mi wolno będzie zrobić nawiasowo uwagę: kiedym się zetknął bliżej z listami Mickiewicza, nie mogłem się oprzeć zdumieniu na widok straszliwego zaniedbania tej dziedziny. Co

184