robili nasi „mickiewiczologowie“, że dziś, po 74-ch latach od śmierci poety, nie mamy, już nie mówię — krytycznego, ale dobrego wydania jego listów, listów największego naszego pisarza? Tyloma zajmowano się drobiazgami, młócono je do znudzenia, do przesytu, a w tej tak ważnej sprawie nie uczyniono nic! Tak jak wydano listy w krótki czas po śmierci poety, tak się je przedrukowuje dziś. Nie mówię już o samym tekście, z pewnością przesianym przez staranne sito, ale o sposobie wydania. Zamiast koniecznych objaśnień do nazwisk i do osób, mamy litery, gwiazdki, co najwyżej imiona, co razem tworzy, powtarzam, istny hieroglif“.
Przepraszam bardzo za moją śmiałość. Jestem, to prawda, najmłodszym z „mickiewiczologów“. Wszedłem na ten teren ze szczerego zaciekawienia, z pasji; szukam, szperam, odgaduję, przedzieram się przez mroki, umyślnie przez was, moi panowie, zaciemnione lub nierozjaśnione; odgrzebuję to, co zagrzebano przez pół wieku. Robię to trochę gorączkowo, bo taki jest mój temperament. Kiedy, zmylony przez uczonego przewodnika, popełnię błąd, prostuję go; słowem, szukam prawdy. Ale czego szukają panowie Szpotańscy? Raczej, wydaje mi się, wszystkiego innego... Bo oto, przyparty do muru, postawiony przezemnie w obliczu nowych dokumentów, które wszelkiemi siłami starano się ukryć lub zniszczyć, co odpowiada na nie pan S.? Wie wszystko lepiej: siostra Celiny Mickiewiczowej, po wielu latach spędzonych w domu poety, „nie orjentuje się“ oczywiście w niczem; tylko pan S. orjentuje się we wszystkiem! I to tylko dlatego, że jej Pamiętnik przedstawił nieszczęsny Boy, nie należący do cechu, notoryczny ignorant, bo... zdarza mu się (na chwilę!) uwierzyć w informację uczonego profesora, króla fachowców!
To też o samej rzeczy z panem S. dysputować nie będę. Gdybym bodaj trochę wierzył, że mu chodzi o rozjaśnienie prawdy, wówczas, na nazwanie „absurdem“ ustępu z pamiętnika Zofji Szymanowskiej o zaniedbanem wychowaniu dzieci, odpowiedziałbym mu cytatem z... Władysława Mickiewicza (III, 103): „Mickiewicz... całkiem poświęcony Sprawie, nie baczył nawet na
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.
185