Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

cześnie niechcący spowiadamy mu się z całego życia, bo zapytania są tak zręczne i natarczywe, żeby się śmiertelny grzech wypowiedziało.
Mistrz dotąd niewidzialny; apostoł twierdzi, że się modli i przygotowuje na nasze przyjęcie. Rozmawiając z Falkowskim, wspomniałam że się z góry na wszystko zgadzam, czego Mistrz i święta sprawa odemnie żąda, jedną tylko rzecz sobie zastrzegam, abym z duchami żadnej styczności nie miała.
13 kwietnia. — Dziś miał posłuchanie mój chrzestny syn; oboje z bratem niezmiernie zaciekawieni wyglądaliśmy z niecierpliwością jego powrotu. Wrócił poważny, uroczysty, na wszystkie nasze zapytania dawał jedną odpowiedź: „jaki on mądry, jaki on rozumny, to aż strach“. Więcej nic mówić nie chciał, i dziś jeszcze ostatnim pociągiem do Warszawy odjechał.
14 kwietnia. — Druga audjencja dla brata. Wrażenie prawie żadne; podziwiał wprawdzie jego głęboki rozum, mówił to jednak zupełnie spokojnie. Mistrz włożył na niego podwójny obowiązek: raz na Polaka, druig raz jako nosząceog tak piękne nazwisko[1], aby gorliwie rozgłaszał co widział i słyszał i jaknajwięcej braci do Koła wprowadzał, to bowiem jest rzeczywistym patrjotyzmem, od tego zależy wyzwolenie ojczyzny, która dopóty jęczyć będzie, dopóki wszyscy jej mieszkańcy sprawie świętej służyć nie zaczną.
Wieczorną pocztą odebraliśmy list od ojca powołującego brata z powrotem; poczciwy chłopiec, wzór synów i młodych ludzi, nie zawahał się ani chwili i zaraz zaczął czynić przygotowania do wyjazdu. Nie mogę o tem spokojnie myśleć, że za 12 godzin pożegnam go może na kilka miesięcy. Gdyby mi Bóg dał syna, o czem już dzisiaj zupełnie nie marzę, nie potrafiłabym go tak kochać jak mego najidealniejszego brata, bobym go też tak dobrze wychować nie potrafiła.

Cały dzień dzisiejszy poświęciłam bratu; zwiedziliśmy raz jeszcze szczegółowo miasto, modliliśmy się razem w kościele i na cmentarzu, gdzie kilku młodych spoczywa Polaków, — ile razy spojrzałam na niego łzami się zalewałam, boć to pierwszy raz

  1. Sobieski.
189