Miałam zaledwie lat pięć, gdy ojca straciłam. Śmierć jego poprzedziły były znaczne straty majątkowe w skutku rozruchów w kraju t. j. rewolucji 1830 r. Matka moja po owdowieniu opuściła gospodarstwo wiejskie, zbyt wielkie i uciążliwe dla niej, i przeniosła się do Warszawy — tam miała kilkoro rodzeństwa — między nimi trzech braci nieżonatych, którzy następnie byli — nie z obowiązku a z dobroci serca — opiekunami naszymi, gdy urzędowy opiekun ani się troszczył o nas. Uczucie córki i wdzięczność dla dobroczyńców nakazują mi wspomnieć tutaj szczegółowiej o Matce mojej i jej rodzinie; ustęp ten nie będzie zboczeniem od przedmiotu; — da on owszem najlepsze wyobrażenie o wychowaniu mojem i zasadach, dając poznać ludzi, pośród których wzrosłam i wychowałam się.
Rodzice matki mojej, pochodzenia ubogiego, oboje urodzeni byli w dobrach możnej Pani, która, upodobawszy sobie Babkę moją, jeszcze dziewczynką dała jej pośród dworu swego przytułek, a następnie za mąż ją wydała; dziad mój po ożenieniu objął małe jakieś na wsi gospodarstwo; gdy po kilkunastu latach był już ojcem licznej rodziny, a na tem gospodarstwie coraz mu się gorzej wiodło, postanowił szukać szczęścia gdzieindziej i przeniósł się z rodziną do Warszawy. Wkrótce po przybyciu tutaj umarł, zostawiając żonę z dziesięciorgiem dzieci, bez sposobu do życia; całe mienie stanowiło kilkaset złotych, które zaledwie na parę miesięcy utrzymania dla nich wystarczyć mogło. Biedna babka moja z rozpaczą mówiła do starszych dzieci o ich i swojej przyszłości; nie przeczuwała wtenczas, że w tychto dzieciach, których los najwięcej ją trwożył, znajdzie skarb prawdziwy. Miała ona w Warszawie dalekiego krewnego, w wojsku pozostającego; do niego poszła po radę; był to podobno zacny i światły człowiek. Pierwsza rada jego była, ażeby dwaj najstarsi synowie niezwłocznie zaczęli pobierać nauki, z których zawsze skorzystać potrafią, chociażby ich daleko posunąć nie mieli. Naówczas uczono w Warszawie młodzież nawpół darmo w szkołach u X. Pijarów; dobry krewny zajął się umieszczeniem tamże dwóch najstarszych synów. Ci dwaj synowie, starszy imieniem Józef, drugi Jan, byli pod względem umysłowym najzupełniej zaniedbani; urodzeni w ubogim stanie na wsi, mogli chyba elemen-
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.
203