epizodów. Znów widzę, jak z niechęcią wzruszają ramionami i mówią: „anegdoty!“ Ale czemże są oficjalne życiorysy, jak nie ekstraktem anegdot i świadectw współczesnych, tylko oklepanych i przyrządzonych pod kątem zbudowania młodzieży?
Nie przekonali mnie tedy nasi „bronzownicy“. Przytoczyłem gdzieindziej opinję Kraszewskiego, wyrażoną w r. 1877 o świeżo wydanych listach Balzaka. Razi go, jako proza, jako trywjalność, jako niedyskrecja wydawców, to, w czem my dziś widzimy przemożną poezję życia tego pisarza. I tak ciągle. Dzisiejsze „bluźnierstwa“ będą jutrzejszym komunałem lub kanonem, tak samo jak — gloryfikowana dzisiaj — historja rzymskiego Legjonu Mickiewicza była, jeszcze za mojej pamięci, skazą na „posągu z bronzu“ starannie osłanianą przez wczorajszych bronzowników.
Cała ta polemika, prowadzona przez wielu krytyków z dobrą wiarą i z szacunkiem dla cudzego stanowiska, miała, niestety, i swoje strony szpetne, a tak znamienne, że godzi się je tutaj oświetlić. Istnieje cały koncern pism zbliżonych do siebie politycznie, w których krytyka rzekomo literacka jest tylko narzędziem; które do mistrzowstwa doprowadziły taktykę wobec każdego, kogo uważają za swego wroga. Jedno pismo fałszuje cytaty, drugie powtarza już sfałszowane i wyciąga z nich wnioski, trzecie lży, czwarte przychwala obelgom, piąte streszcza, pierwsze znów cytuje piąte i tak w kółko. Powstaje z tego taki splot złej wiary i fałszu, że go już sam djabeł nie rozpląta. Te metody chciałbym tu — nie powiem „napiętnować“, bo to jest język moich napastników — ale popro-
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.
21