Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

myślenia, zastanawiania się, nawet całkiem mi odjęta; byłam wtedy usposobienia jakiegoś dziwnie ociężałego — mało mówiąca, często zasępiona lub ospała;[1] a jednak strona artystyczna od najpierwszych lat drgała w mej duszy. Oto dowody: — na wsi jeszcze, to jest licząc zaledwie lat pięć, zauważałam w jednym z pokoi, żelazny piecyk, na którym wyciśnione postacie podziwienie moje i zachwycenie wywoływały; często stawałam przed tym bez wątpienia nieudolnym sztuki utworem, i w niemem uniesieniu przypatrywałam mu się; nikt pewnie wtedy nie zauważał tego, ale ja zachowałam dotąd to pierwsze najsilniejsze z lat dziecinnych wspomnienie. Pamiętam też drugie współczesne tego rodzaju wrażenie; — wywołane było widokiem malowidła na ścianie; fresk ten co do wartości artystycznej równy był pewnie pomienionej niby-płaskorzeźbie; wiem tylko, iż mię równie zajął, i pamiętam, że przedstawiał ogromny wazon z kwiatami. Najsilniejsze jednak, ale też znacznie późniejsze od tych pierwszych wrażenie, sprawiła na mnie muzyka; — byłoto w drugim lub trzecim roku nauki mojej, gdy już większe zaczęłam grywać sztuczki; w jednej z tych znajdowało się andante minorowe; wyuczyłam się była onego i ze szczególniejszem zamiłowaniem, raz grając je w obecności nauczyciela, doznałam jakiegoś dziwnego smutku; przerwałam nagle zaczętą melodję i siedziałam chwilę nieruchoma — nie rozumiałam co mi było, tylko czułam niezwykłe w sobie wzruszenie; po chwili zaczęłam grać nanowo, wtedy przeszłam w inny jeszcze dziwniejszy stan, — obrazy jakieś snuły mi się po myśli, — a wszystkie smutne — nawet ponure; w końcu wystawiłam sobie, iż gram marsz pogrzebowy — że podobną muzykę wykonywać musiano na pogrzebie ojca mojego... Z tem szczególniejszem wyobrażeniem zerwałam się od fortepianu zalana łzami, i ukryłam się w odosobnionym pokoju, by się wypłakać dowoli. Zaiste było to gwałtowne przebudzenie się czucia; owe jakieś obrazy, myśl o pogrzebie ojca, którego nie pamiętałam — pogrzebu też nie widziałam, bo ojciec bawiąc w Warszawie dla kuracji, umarł — wszystkie te wyobrażenia, były całkiem

  1. Były to, zdaje się, następstwa przebytej w dzieciństwie choroby, zapalenia mózgu.
211