ale dlaczegoż zamilczała przedemną o wszystkiem — skąd ten brak zaufania? Ta skrytość nieznana mi w przyjaciółce przejęła mię smutkiem, który jak cierń utkwił w sercu i myśli; wyglądałam zapowiedzianego jej przybycia z niepokojem prawie trwożliwym; czułam że ona przyjdzie zerwać ostatecznie ten tak dla mnie drogi, od lat dziecinnych trwający stosunek; — i nie omyliło mię przeczucie. Gdy w kilka dni przyjechała z rodzicami swemi, było to dla oznajmienia nam oficjalnie bliskiego już zamęścia swego i zaproszenia na obrzęd zaślubin. Pomimo że byłam przygotowana do tej wiadomości, doznałam przecież dziwnie smutnego wrażenia, odbierając te jakby urzędowe zaprosiny na ślub przyjaciółki. Nie chciałam pokazać co czułam, nawet przed nią, dla której dotąd nic nie miałam skrytego, — ale ona, ze zwykłą swoją bystrością dostrzegła wzruszenie moje, zaproponowała, by iść z nią przejść się po ogrodzie; gdyśmy pozostały bez świadków, zagadnęła pierwsza: „Tak więc, moja Zosiu, przyjaciółka twoja za mąż idzie — i cóż ty na to? — Życzę ci z serca szczęścia, jakiego pragniesz, odpowiedziałam spokojnie ile mogłam. — O ja mam nadzieję, ciągnęła dalej, że będę bardzo szczęśliwa; mój przyszły pod każdym względem odpowiada życzeniom moim. Jego i mój sposób widzenia, charaktery nasze i wyobrażenia zgadzają się najzupełniej“. Tutaj wymieniła nazwisko — ja tego pana nie znałam wcale — słyszałam o nim była tylko jako o nadzwyczaj złośliwym, bystrym, przebiegłym człowieku. Tem smutniej mi się teraz na sercu zrobiło — ale nic nie powiedziałam; szłyśmy chwilę w milczeniu — ona je znów przerwała dziwnie się odzywając: „Ale przecież dlatego przyjaźń nasza nie będzie zerwana“ — i zatrzymała się — spojrzałam na nią — miała wzrok badawczy, ale jakiś zimny, na mnie zwrócony. Uczułam zimno tego wzroku w sercu i odpowiedziałam już spokojnie zapytaniem: „Cóż znaczy twoje dlatego? — Chcę mówić, że przecież zamęście nie przeszkodzi przyjaźni. — Tego ja nie wiem, moja droga“ odrzekłam, i wróciłyśmy do domu w milczeniu. Odtąd, aż do dnia jej zaślubin, widywałyśmy się coraz rzadziej; nietrudno mi już teraz było dostrzec, że obecność moja wywoływała u kuzynki jakiś przymus — a gdy spotykałam u niej jej narzeczonego, widziałam, że doznawała dziwnego jakiegoś zakłopo-
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.
227