łoby się, możemy się wyzwolić z powijaków dydaktyki narodowej i zacząć patrzeć po literacku na sprawy literatury, rozlega się chór: „Nie tykać posągu z bronzu!“ I w tym bronzowym polonezie łączą się fantazyjne pary: pan Lechoń z panem Lorentowiczem (świetna rycina do Cyrulika: pan Lorentowicz jako Podkomorzy, pan Lechoń jako Zosia), senator Posner z panią Heleną Romer... Coś w tej zgodnej harmonji nie jest w porządku; trzeba nam będzie jeszcze powrócić do tego przedmiotu. Ale na razie muszę ochłonąć po zamęcie, jaki mam w głowie po przeczytaniu rozmaitych sądów: gdy np. Irzykowski uważa, że przedmowa moja jest „za mądra, za rewolucyjna“, p. Kołaczkowski orzeka, że jest „wywalaniem otwartych drzwi“. Czy jest za mądra, nie moją rzeczą sądzić; ale z krzyku, jaki się koło tych „drzwi“ uczynił, nie zdaje mi się, aby były tak bardzo otwarte...
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.
24