ułudne obrazy żadnego na mnie wrażenia nie robią, zmieniła mowę; zaczęła mi przekładać, ostrzegać mię na jak niebezpiecznej drodze znajduję się, że takie usposobienie może mię do warjacji doprowadzić; a w końcu ze łzami żądała odemnie obietnicy, że pracować będę nad sobą, walczyć z tem zniechęceniem do życia. Żądała tego jako dowodu miłości mojej dla niej; radziła mi szukać rozerwania myśli w ciągłem zajęciu; ja również łzami oblana, ściskając tę drogą matkę przyrzekłam jej usłuchać, a głównie rozrywać się i zagłuszać pracując usilnie nad malowaniem. Powiedziałam jej też wtedy o moim zamiarze oddania się całkiem sztuce, i że, nie mogąc tutaj dostatecznie się wykształcić, chciałabym pojechać zagranicę. „I tybyś sama pojechała, moje dziecię? zapytała mama z wyrazem cierpienia. — O, nie, zawołałam, ja z tobą, mamo, pojadę“. Na to uśmiechnęła się boleśnie i odrzekła: „Tymczasem pracuj, moja Zosiu, i pamiętaj o danem mi dzisiaj przyrzeczeniu, pamiętaj o niem na zawsze“. Była to pierwsza i ostatnia tego rodzaju rozmowa moja z matką, lecz zostawiła głębokie ślady w duszy mojej i stała mi się w przyszłości tarczą przeciw nieszczęśliwemu memu usposobieniu ducha. Odtąd, pracować nanowo zaczęłam, a przed mamą starałam się okazywać spokojność i swobodę; jakie wówczas było moje usposobienie, najlepiej wykażę przepisując tutaj wyjątek z owego dawniejszego mego dziennika; niszcząc go, zostawiłam tylko te kilka kartek przez cześć dla imienia matki które tam głównie wspominam. Oto co naówczas pisałam:
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
I znów zajrzałam do moich szpargałów — znów odczytałam ten zbiór myśli moich i chcę im nanowo dać bieg wolny; ale ie wrócę się już do przeszłości; jeżeli miłe przedstawi mi wspomnienia, jakżeby sprzeczne były z teraźniejszością! — jeżeli zaś przykre, nacóż je wywoływać, a tem samem dodawać nowe smutki do tylu doznawanych.