Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

Skąd mi się wzięło teraz, po długiej przerwie, wrócić do tego pisania! Nie wiem sama, co mię do tego skłoniło.... otóż — samotność! — tak jest, luba, nieoceniona samotność, gdyż mię czyni swobodną. Dopiero tutaj, mając oddzielny, własny kątek, mogę myśleć i zajmować się jak chcę i kiedy chcę; nie ścigają mnie już tutaj badawcze chociaż życzliwe spojrzenia. Jakże mi na teraz mało do szczęścia potrzeba... własny kątek, papier i pióro lub ołówek, ażebym na przemian to pisać, to studja moje rysować mogła. — Lecz cóż ja o szczęściu mówię! ja co w nie nie wierzę! — jestto chyba wrodzone człowiekowi marzyć o szczęściu i mimowolnie mówić o niem jako o istniejącem na ziemi, chociaż nadto jawne że tak nie jest; bo cóż człowiek przez szczęście rozumie? ja myślę, że każden rozsądny szczęściem ziemskiem nazywa to jakieś uczucie zadowolenia i spokojności, którego tak mało ludzi i to krótko doznaje. Ja więc mogłabym się teraz za szczęśliwą uważać, osiągnęłam cel upragniony, mogę pracować nad rozwijaniem mojej zdolności do malarstwa; rozpoczęłam niby życie artystowskie, co było jedynem mojem życzeniem; — ale czyż wraz z tem zadowoleniem osiągnęłam spokojność? O jakże daleko od tego, kiedy mama chora, nawet niewiedzieć czy już wyszła z niebezpieczeństwa. Było to chyba co ludzie nazywają przeczuciem, kiedy, wracając z zagranicy, na wjeździe do Warszawy jakieś smutne uczucie mię ogarnęło i dopiero przy powitaniach z pierwszą z drogich mi osób we łzach się rozpłynęło. Bo w istocie, odkąd tutaj z powrotem jesteśmy, coraz to nowych doznajemy udręczeń; kiedyż się skończą nasze nieszczęścia... kiedyż ujrzymy mamę zdrową i spokojną... może to i wkrótce nastąpi — trzeba się przynajmniej łudzić tą nadzieją — a wtedy

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·
· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Już nie mam matki..... już straciłam co miałam najdroższego na świecie; i cóż za przyszłość mogę sobie obiecywać..... oto smutną bez celu pielgrzymkę.
Zawód artystowski, chociażby mi się powiódł, to któż podzieli ze mną to zadowolenie — kogóż mój los obejdzie?.... Nie, nikt równie szczerze jak ta droga matka nie ucieszy się moją radością

240