Te ostatnie trzy lata, nieszczęść i wszelkich udręczeń pełne, nauczyły mię wątpić o wszystkiem; zrobiły one zupełne przeobrażenie w moim umyśle. Miewałam ja wprawdzie i dawniej chwile wątpliwości, ale były to tylko rzadkie błyskawice, zapowiadające bardzo jeszcze oddaloną burzę. Śmierć wujów najprzód sprowadziła mi myśli, jakie ludzie chrześcijańscy nazwaliby bezbożnemi. Pytałam siebie samej, dlaczego biedny wuj Benedykt w męczeńskich umierał cierpieniach, kiedy życie tak przykładne, prawie cnotliwe prowadził? Albo dlaczego wuj Jan zakończył życie wtedy, kiedy nie dla własnego szczęścia ale dla dobra innych żyć był powinien?
Te myśli, to pierwsze moje kroki na drodze zwątpienia; tutaj, jak i we wszystkiem, najtrudniejszy początek; na tejże drodze postępując, zaszłam tak daleko, że teraz już się cofnąć nie mogę; znajduję się więc jakby na rozstajnych drogach, i chyba nadzwyczajny jaki wypadek wskaże mi, którą z tych dróg obrać mam.
Ale otóż znów rozumuję; znów nad sobą samą robię spostrzeżenia. Jakże człowiek tem swojem ja zajmować się lubi! U mnie dzieje się to mimowolnie; muszę do innych przedmiotów, naprzykład do obcych ja zwrócić moją uwagę; będzie to na teraz korzystniej dla mnie, a czasem pewnie i rozerwie, kiedy przeciwnie uwagi nad sobą zawsze smutek mi sprawiają. Nasamprzód staje mi na myśli, jak sprzeczne wrażenia wywierają jednakie nieszczęścia na umysłach ludzi; z jednych robią niedowiarków, a innych naprowadzają na drogę wygórowanej pobożności, jak to ma miejsce u poczciwego wuja R. Nie pojmuję, jak człowiek, poglądający na życie z wyższego stanowiska może w późnym już wieku przywiązać się do form, kiedy przez tyle lat żył bez wypełniania tychże, a pomimo to niezliczonych zjednał sobie przyjaciół swojemi dobrodziejstwy. Czyż to życie, spędzone dla dobra innych, nie powinno dać przekonania, że jego postępowanie było bez zarzutu? — a wuj teraz, patrząc na cierpienia drogiej nam zmarłej, udał się do wypisanych modlitw, jakby jedno jego ciche westchnienie do Stwórcy nie więcej znaczyło od całej książki.
Jednakże niektóre z tych nabożeństw podobają się czasem i niedowiarkom — naprzykład passyje u Fary naszej. Jakże to
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/243
Ta strona została uwierzytelniona.
242