dzo swobodne; więc nie wierzono, bym pracować chciała bez konieczności. U nas, niestety, nie pojmują dążeń czysto artystycznych; ogół uważa artystę jakby rodzaj oddzielny rzemieślnika, lub też, gdy ktoś posiadając majątek poświęca się sztuce, jest uważany za jakąś anomalję, za indywiduum wyjątkowe, wyegzaltowane. Taki wyrok padł na minie; nie dbałam nigdy o sąd ludzki; może aż nazbyt lekceważyłam zdanie ogółu, bo, chociaż nie miałam sobie nigdy nic do wyrzucenia, niewolno przecież gardzić bezwarunkowo głosem powszechnym; a ja z uczuciem dumy odrzucałam wszelkie przedstawienia robione mi przez życzliwe chociaż dalsze osoby. Tylko zdania wuja słuchałam z uszanowaniem, ale bynajmniej nie słabnąc w postanowieniu. Wuj jak czuły ojciec usiłował przekonać mnie o trudnościach tego mojego przedsięwzięcia. On wychodził nie z tego co ogół stanowiska; miał on na uwadze młodość moją, niedoświadczenie; przedstawiał mi przykrości, na jakie narazić się mogę żyjąc oddalona od rodziny, w obcym kraju, pośród obcych ludzi. Ja przyznałam, iż będzie położenie zrazu trudne może, ale miałam przekonanie, iż sobie dam radę; zresztą, powziąwszy zamiar wyjechania zagranicę, umyśliłam jechać tylko do Drezna; tam nie byłam już zupełnie obcą; w Dreznie zamieszkiwało stale kilka rodzin polskich, z któremi mama przyjaźniła się była gdy z nami tam dla nauk bawiła. Zaznajomiła się też mama była z jedną rodziną niemiecką; ja do tej jako niemieckiej nie miałam szczególnej sympatji; ale że mama uważała tych ludzi za przyzwoitych i zacnych, umyśliłam zawiązać z nimi na nowo stosunek przyjacielski. Gdy więc, po ostatecznej ze mną rozmowie, wuj zapowiedział mi, co do zamierzonego przezemnie wyjazdu, on w niczem dopomagać mi nie będzie, postanowiłam sama zająć się koniecznemi przygotowaniami. Nie była to rzecz łatwa wyjazd z Polski zagranicę, zwłaszcza w owej chwili (r. 1848); — było to w początkach ruchów rewolucyjnych w Europie całej; dla uzyskania paszportów potrzeba było wielkich starań i mało osób uzyskiwało pozwolenie wyjazdu. Jedyna droga dla takich co jak ja nie mieli poparcia u wyższych urzędników, było przedstawienie osobiście prośby swojej księciu Namiestnikowi Paszkiewiczowi na publicznej audjencji. Nie bez walki we-
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/245
Ta strona została uwierzytelniona.
244