byłabym tego uczyniła względem nikogo; mając dostateczny fundusz na własne utrzymanie, byłabym nadużywała dobroci drugich przyjmując na czas nieograniczony gościnność też nieograniczoną. Na moje zapytanie w tym względzie, pani T. odpowiedziała jako na kwestję prostą; mieszkanie jej dosyć było obszerne by można odłączyć jeden pokój dla mnie, było to zresztą, jak mówiła, rzeczą zwyczajną u niej odnajmować jeden albo dwa pokoje, gdy się zdarzała jaka przyzwoita lokatorka; a nietylko pani T. dawała mieszkanie ale i jedzenie i opał, słowem całe utrzymanie. Mnie takie urządzenie właśnie bardzo w myśl trafiało, zapytałam o cenę; pani T. powiedziała swoją, jak mówiła, zwykłą cenę, a że ta zdała mi się bardzo umiarkowaną, przystałam odrazu najchętniej, i to bez żadnych na piśmie ani ustnych innych układów, tylko zobowiązując się płacić miesięcznie. Rozpisałam się o tych drobiazgach dla skrócenia następnie o ile możności opowiadania co do dalszych moich z panią T. stosunków.
Po rozmówieniu się z nią, odrazu rozgościłam się w pokoju, który mi został dany z dwóch do wyboru; mały to był pokoik, ale z ładnym widokiem, skromnie ale czysto umeblowany. Niczego ja więcej nie wymagałam, a mając wkoło siebie życzliwych i dobrych jak mniemałam ludzi, bardzo się czułam zadowolona. Po kilku dniach, udałam się, nie tracąc czasu, do mojego dawniejszego profesora malarstwa; on i żona jego (która mię tylko z opowiadania męża znała) przyjęli mię jaknajżyczliwiej. Na żądanie moje dawania mi lekcji, pan Erhart odpowiedział, że obecnie nie może podjąć się dawania takowych na mieście, gdyż mu zbyt mało czasu zostawiają lekcje w Akademji malarskiej; ale że właśnie zamierza urządzić pracownię w domu swoim tak ażeby się znalazło miejsce na parę lub i więcej uczennic. Że jednak to urządzenie wymagało pewnego czasu, oświadczył, iż na teraz przychodzić będzie do mnie dawać lekcje, bylebym nie nazbyt daleko mieszkała; było jednak zupełnie przeciwnie, bo mieszkałam na drugim końcu miasta; co posłyszawszy, pan Erhardt powiedział, że jest niepodobieństwem dla niego chodzić tak daleko. Nie było dla mnie innego sposobu, nie chcąc tracić czasu, jak nająć w bliskości pana E. pokój na
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/250
Ta strona została uwierzytelniona.
249